Linux w domu, jako domyślny system od roku

Wielkimi krokami zbliża się rocznica instalacji Ubuntu na moim domowym sprzęcie. Zeszłoroczny maraton z Ubunciakiem rozpocząłem w marcu falstartem: Usunięcie Ubuntu z dualboot EFI (Windows+Ubuntu), który przerodził się w nową miłość do tego systemu, serią wpisów Filip i Ubuntu, tydzień 1, Filip i Ubuntu, tydzień 2, Filip i Ubuntu, tydzień 3, Filip i Ubuntu, tydzień 4 kończąc na Filip i Ubuntu, tydzień 5.

Od blisko 2 tygodni chodzi mi po głowie myśl, że fajnie byłoby zebrać do kupy obserwacje (te mniejsze i większe), zestawić w porównaniu z Windowsem i poniekąd posprzątać w głowie.

Wpis ten w dużej mierze jest zbiorem podsumowań z poprzednich zapisków. Chciałem zebrać to w jednym miejscu, by raz na zawsze (oby się udało) zakończyć temat porównań systemów i wałkowania tego tematu na blogu.

Garstka historii

Myślę, że poniższe zdjęcie idealnie odpowiada na pytanie, kiedy zacząłem używać Linuksa.

Początki mojej przygody z Ubuntu datuję na lata 2007-2009, a tak duży rozjazd spowodowany jest tym, że pierwszą testowaną i używaną przeze mnie wersją, był 7.10 wydany w 2007 roku, lecz pierwszy wpis, który potwierdza fakt używania przeze mnie Ubuntu (tudzież Linuxa) pojawił się w 2009 roku (Ubuntu 8.04, a Mandriva 2009). Jeśli pamięć mnie nie myli, są to archiwalne wpisy pochodzące z Joggera i na pewno pisałem coś o starszych wersjach tego systemu, ale uznałem, że nie są warte przenoszenia.

Przygodę z pingwinem zacząłem zasadniczo w liceum i zaraził mnie tym kolega z ławki. Była to dla mnie abstrakcja na tamte czasy. Nawet nie wyobrażałem sobie, że można używać czegoś innego niż Windows.

Miałem okresy przejściowe, skakałem między dystrybucjami… Wiem, że są lepsze od Ubuntu, ale z dystrybucjami mam, jak z zakupami – zawsze wracam do pierwszego sklepu. Najbliżej mi jest do Ubuntu i sądzę, że tego nie zmienię (no chyba, że Debian).

W latach 2007-2025 używałem Ubuntu, Kubuntu, Xubuntu, Debian, Linux Mint, Fedora, OpenSUSE, CentOS, Mandriva.

Po krótszych i dłuższych przerwach w użytkowaniu doszliśmy do roku 2024, wersji 24.04 i wpisów/dyskusji bobiko, które sprawiły, że jestem tu, gdzie jestem, jak to Jakub skomentował w jednym ze swoich wpisów:

przeszedł na jaśniejszą strony mocy

https://bobiko.blog/2024/05/rok-po-migracji/

Znajdujemy się aktualnie w roku 2025 i od roku, jako główny system do pracy w domu, używam Ubuntu. W parze ze zmianą obecnej pracy na nową dostałem służbowy laptop z Windowsem i miałem kilkakrotnie przemyślenia, że jednak na Windowsie jest lepiej, wygodniej, szybciej… Szybko jednak trafiały do czeluści piekieł po uruchomieniu prywatnego laptopa i powiewie świeżości z użytkowania.

Ubuntu nie jest dla każdego

Jakkolwiek odnoszę nadal wrażenie, że Windows jest mniej problematyczny i tam każdy sprzęt działa bez większej kombinacji, tak nie będę winił tym faktem pingwina, a producentów sprzętów. Praktycznie każdy dodatkowy sprzęt, który mam w domu udało mi się połączyć z większymi lub mniejszymi problemami i doprowadzić do pełnej funkcjonalności.

W tym tkwi właśnie problem Linuxa – dla Kowalskiego myszka, drukarka, kamerka ma działać po podłączeniu, ewentualnie po wyklikaniu konfiguracji z obrazkowej instrukcji dołączonej do sprzętu. Linux często tego nie ma, trzeba stanąć na głowie, by skonfigurować dodatkowe przyciski w myszy, czy wydrukować zdjęcie na drukarce w takiej samej jakości jak na Windowsie. I nie są to historie wyssane z palca, bo przerabiałem je na własnej skórze.

Ten rok, który minął mi pod znakiem trójki ludzi trzymających się za ręce kolejny raz utwierdził mnie w przekonaniu, że rok 2025 nie będzie rokiem Linuksa globalnie, lecz dla mnie tak. Kowalski nie ogarnie problemów z konfiguracją sprzętu, brakiem Adobe Readera… Ja nie jestem Kowalskim i chcę szukać rozwiązań.

Kilka braków, które mnie irytowały

Na samym początku największą bolączką było dla mnie tragiczne wsparcie dla urządzeń HP. W domu posiadam urządzenie wielofunkcyjne HP Tank 515 i jakkolwiek na Windowsie i na telefonie nie mam z nim żadnego problemu, tak w przypadku konfiguracji na Linuksie… no jest słabo. Serwer domyślnie po odnalezieniu urządzenia widzi go, współpracuje z nim, ale jakość wydruku w kolorze woła o pomstę. Jest gorzej niż źle i różnica jest zauważalna.

Da się to rozwiązać i na pomoc tutaj przychodzi hplip i wersja graficzna hplip-gui. Dopiero po jego instalacji i dodaniu na nowo drukarki, zaczyna działać, jak powinna. Co do skanu – czy hplip jest, czy go nie ma, jest ok.

Kolejnym brakiem i i znowu nie ze strony samego systemu, co pomijaniem systemów uniksowych przez producentów jest myszka Logitech i brak sterowników na pingwina. W któryś dzień w tym roku chciałem skonfigurować dodatkowe przyciski myszy, by każdy z nich wywoływał jakąś akcję. I tym sposobem np. jeden z klawiszy odpowiedzialny jest za zrobienie zrzutu ekranu, inny ma przypisany klawisz Home, kolejny ma End, a ostatni „Shift+Instert”.

Przyznam się bez bicia, że na ów konfigurację zeszło mi najwięcej czasu. Niby znalazłem programy, które pozwalają na zrobienie bindów, niby da się to łatwo skonfigurować, niby nie ma problemów… Kur… są…

Obecnie przeskakuję dużo między Linuksem a Windowsem (prywatnie Linux, służbowo Windows) i po banalnej wręcz konfiguracji myszki na Windowsie chciałem zrobić to samo na Linuksie. Ale tutaj GUI niby jest i niby jest prosto. Na tym koniec. Okazało się, że najbardziej intuicyjne rozwiązanie o nazwie Solaar wcale nie jest takie proste w konfiguracji i wymaga iście programistycznego podejścia do tematu – coś na zasadzie appki na android IFTTT.

Po blisko tygodniowej, nierównej walce (tak, tyle mi zeszło na ogarnięcie) – mam co chciałem. Dopiero po udanej konfiguracji uświadomiłem sobie, jak proste to było. I znów wracamy niestety do myśli przewodniej tego wpisu – Linux nie jest dla każdego.

Kolejnym brakiem jest wg mnie brak rozwijanego Adobe Readera do obsługi PDFów. Są alternatywy, mogę otworzyć PDF w przeglądarce plików, czy Firefoxie, jednakże nie udało mi się żadnego z nich zmusić do otwarcia PDFa z podpisem cyfrowym. Tzn. żebyśmy mieli jasność – plik się otwiera, ale nie ładuje podpisu cyfrowego. I tutaj w zasadzie pytanie do czytelników: czy ktoś może polecić godny czytnik PDF na Linuxa, który da radę z podpisami cyfrowymi?

Ostatnim zauważonym przeze mnie minusem jest brak TotalCMD. Nie wynika to jednak z braku alternatyw, bo są i osobiście używam DoubleCMD, który godnie zastępuje i naśladuje TotalCMD; brakuje mi oryginału, który działałby 1:1 jak wersja na Windowsa. Próbowałem wielu commanderów, ale żaden nie daje w takim stopniu rady.

Wynika to z mojego przyzwyczajenia, z którym nie potrafię nic zrobić. Total jest narzędziem, który towarzyszy mi jako jedyny nieprzerwanie od ponad dekady i używam go jako główny menadżer plików. Co się da – robię za jego pomocą. Mógłbym dodać jeszcze w zestawieniu brak oryginalnego Notepad++, ale tutaj poradziłem sobie z Geany, który bardzo mi się spodobał.

Plusy dla równowagi

Od samego początku, gdy zacząłem używać systemów uniksowych, byłem wręcz zakochany w repozytoriach – nie musisz przechodzić od strony do strony, by pobrać program, po prostu klikasz i masz. To samo z aktualizacjami. Jest to przepiękne i mega wygodne. Uwielbiam repozytoria, bardzo polubiłem się również ze snapami i flatpakami, które używam obecnie naprzemiennie z apt. Brakuje mi tego typu rozwiązania, które byłoby tak proste i niezawodne (w 2015 roku opisywałem zbliżony program Chocolatey, ale to proteza repozytoriów ) na Windowsie.

Trzymając się jeszcze tematu aktualizacji: x lat temu Ubuntu lubiło u mnie spadać z rowerka po większych aktualizacjach. Przez ten rok używania miałem jedynie problem z Brak routingu w WireGuard na Raspberry Pi po aktualizacji, poza tym – 0 problemów. Ile za ten czas miałem problemów z komputerami na Windowsie? 1 – musiałem cofnąć update Windowsa bo system odmówił współpracy. Działa obecnie bez problemu.

Brak alternatyw niektórych programów jest plusem dla innych opcji. Akapit ten jest masłem maślanym w odniesieniu do aplikacji dostęþnych na Linuksie i Windowsie, lecz uważam, że warto wspomnieć o tym, jako o plusie. Istnieje masa zamienników dla Windowsowych aplikacji, które działają równie dobrze, a czasem może i nawet lepiej, lub są po prostu wygodniejsze/bardziej funkcjonalne, dla przykładu:

  • Epic Launcher > Heroic Games Launcher
  • Notepad++ > Geany
  • PuTTY > Gnome terminal (próbowałem przekonać się do Waveterm)
  • VirtualBox > Boxes

Głupio też wspomnieć o samym Steamie, który odnoszę wrażenie, że działa lepiej na Linuksie niż na Windowsie, lecz to już nie w kontekście samych alternatyw.

Wisienką na torcie jest czas pracy na baterii. Zaobserwowałem iż po pierwsze laptop uruchamia się znacznie szybciej, a po drugie działa zdecydowanie dłużej na jednym ładowaniu. W przypadku mojego sporadycznego użytkowania, jeśli zbiorę do kupy czasy włączonego sprzętu, to na Windowsie jest to około 3h, gdzie dla porównania na Linuksie mam 4-5h.

Czy zostanę z Ubuntu na dłużej

Mem pt. Fuck yeah! Czyli oczywiście, że zostanę :)

Komentarze

5 odpowiedzi na „Linux w domu, jako domyślny system od roku”

  1. > Znajdujemy się aktualnie w roku 2025 i od roku,
    > jako główny system do pracy w domu, używam
    > Ubuntu. W parze ze zmianą obecnej pracy na nową
    > dostałem służbowy laptop z Windowsem i miałem
    > kilkakrotnie przemyślenia, że jednak na Windowsie
    > jest lepiej, wygodniej, szybciej…

    Mam tak samo, tzn. Linux w domu na starym laptopie, a Windows w pracy na służbowym. Wina udało mi się już skonfigurować i dostosować do swoich potrzeb. chociaż przy paru rzeczach okołoterminalowych musiałem pozgrzytać zębami (stary Command Line jest pod wieloma względami ograniczonymi, a PowerShell jest… dziwny).

    Największą wadę Okien stanowią częste, praktycznie obowiązkowe i spowalniające system aktualizacje. Po kilku latach hardware trzeba wymienić. Linux zdecydowanie bardziej szanuje zasoby sprzętowe.

    > W tym tkwi właśnie problem Linuxa – dla Kowalskiego
    > myszka, drukarka, kamerka ma działać po podłączeniu,
    > ewentualnie po wyklikaniu konfiguracji z obrazkowej instrukcji
    > dołączonej do sprzętu.

    Serio, nigdy nie miałem tego problemu. Ale fakt, że jestem peryferyjnym minimalistą, i najbardziej zaawansowaną rzeczą, jaką podłączam do domowego kompa z Linuksem, są aparat cyfrowy i zewnętrzne twarde dyski.

    Jednak na Twój zarzut związany z konfigurowaniem przycisków wypaśnej myszki chciałbym odpowiedzieć, że na Linuksie dużo prościej jest skonfigurować pod swoje potrzeby rozmaite skróty klawiaturowe, zarówno na poziomie systemowym (modyfikacja pliku z keymap) jak i w środowisku graficznym (nawet w minimalistycznym XFCE wygodniej się je ustawia niż w Windowsowym PowerToys). Poza tym w Windowsie bardzo dużo skrótów jest przypisanych odgórnie do klawisza Win, i chociaż nigdy z nich nie korzystam i wolałbym zastąpić je czymś rozsądniejszym, to się nie da.

    > Ostatnim zauważonym przeze mnie minusem jest
    > brak TotalCMD.

    Pełna zgoda, „Total Commander” jest jednym z nielicznych podstawowych programów na Winie, które doczekały się równie dobrego zamiennika na Linie. Dodałbym, że Windowsowa Sumatra jest też wyjątkowo udanym, leciutkim czytnikiem PDF-ów.

    > Notepad++ > Geany

    Notepad++ to akurat edytor tekstu, a Geany to już IDE. :) Gdybyś potrzebował wybitnego edytora tekstu pod Linuksem, polecam oczywiście vima :), ale jeśli nie chcesz poświęcać kilkudziesięciu godzin na naukę innego trybu pracy z tekstem (choć osobiście uważam, że warto, to naprawdę wspaniałe narzędzie), wypróbuj gedit (Gnome) lub kate (KDE). W gruncie rzeczy zdziwiłbym się, jeśli nie miałeś już z nimi do czynienia.

    > PuTTY > Gnome terminal

    Wiersz poleceń stanowiący nieodłączną część systemu to jak dla mnie najważniejsza zaleta Linuksa. Mnóstwo rzeczy można tam skonfigurować, dostosować, zautomatyzować, poznać od podszewki.

    > Uwielbiam repozytoria, bardzo polubiłem się również
    > ze snapami i flatpakami, które używam obecnie
    > naprzemiennie z apt.

    Ha, popatrz: Mnie natomiast kombinacja apt + snap + flatpak zraziła do Ubuntu i sprawiła, że najpierw przeszedłem na Fedorę, a potem, przy kolejnej zmianie kompa, na OpenSUSE. Po pierwsze, mieszanie trzech różnych systemów instalacyjnych wydało mi się po prostu nieestetyczne. Po drugie, nieprzejrzyste, bo czasami gubiłem się, gdzie co jest zainstalowane. Po trzecie, zdarzały się jakieś drobne konflikty. Po czwarte, przy ograniczonej wielkości twardego dysku, apt + snap + flatpak staje się wymierną wadą, bo te same biblioteki są instalowane wielokrotnie, a starsze wersje oprogramowania trzymane są przez bodajże snap w zapasie (chociaż to pewnie da się wyłączyć).

    1. > Największą wadę Okien stanowią częste, praktycznie obowiązkowe i spowalniające
      > system aktualizacje. Po kilku latach hardware trzeba wymienić. Linux zdecydowanie
      > bardziej szanuje zasoby sprzętowe.

      To jest racja. Każdy nowy update w Windows to często wolniejsze działanie. Spotkałem się kilkakrotnie z tym, że jakiś update „pomógł” w działaniu, ale większość niestety jest tych złych.

      > Jednak na Twój zarzut związany z konfigurowaniem przycisków wypaśnej myszki
      > chciałbym odpowiedzieć, że na Linuksie dużo prościej jest skonfigurować pod swoje
      > potrzeby rozmaite skróty klawiaturowe

      O widzisz świetna uwaga, nie pomyślałem o tym, by dodać to w „plusach”. Rzeczywiście konfiguracja skrótów klawiszowych nie ma sobie równych. Praktycznie każdą akcję i program można sobie przypisać pod jakiś skrót klawiszowy – w zasadzie nie pomylę się stwierdzeniem, że wszystko można zrobić :D

      > Notepad++ to akurat edytor tekstu, a Geany to już IDE. :)

      Prawda, lecz jest mu najbliżej wg mnie do Notepad++ ;).

      > Gdybyś potrzebował wybitnego edytora tekstu pod Linuksem, polecam oczywiście vima :),
      > ale jeśli nie chcesz poświęcać kilkudziesięciu godzin na naukę innego trybu pracy z
      > tekstem (choć osobiście uważam, że warto, to naprawdę wspaniałe narzędzie)

      Mam w planach wyuczenie się VIM na ten rok. Nie wiem co mi z tego wyjdzie, bo dużo wygodniej jest mi obecnie na nano, ale vim to potęga. Zawsze jednak nauka schodzi na drugi plan, a pamiętam obecnie tylko najpotrzebniejsze skróty klawiszowe.

      > wypróbuj gedit (Gnome) lub kate (KDE). W gruncie rzeczy zdziwiłbym się, jeśli nie miałeś
      > już z nimi do czynienia.

      Znam, znam :). Ale to nie to samo, co Notepad++, tak samo jak z TotalCMD mam problem i alternatywami dla niego.

      > Ha, popatrz: Mnie natomiast kombinacja apt + snap + flatpak zraziła do Ubuntu i sprawiła,
      > że najpierw przeszedłem na Fedorę, a potem, przy kolejnej zmianie kompa, na OpenSUSE.

      Jeśli ogarnia się bardziej już Linuxa to faktycznie jest zamieszanie z paczkami. Dążą (i widać to, że na siłę) do upakowania wszystkiego w snap kosztem rezygnacji z repozytoriów, ale to nie będzie na dłuższą metę. Paczki snap + flatpak są mega wygodne, jak potrzebuję np jakiś program sprawdzić. Instaluję, sprawdzam, usuwam… a jeśli chcę to kopiuję konfig do wersji z repo.

      > Po pierwsze, mieszanie trzech różnych systemów instalacyjnych wydało mi się po prostu
      > nieestetyczne. Po drugie, nieprzejrzyste, bo czasami gubiłem się, gdzie co jest
      > zainstalowane. Po trzecie, zdarzały się jakieś drobne konflikty. Po czwarte, przy
      > ograniczonej wielkości twardego dysku, apt + snap + flatpak staje się wymierną wadą, bo
      > te same biblioteki są instalowane wielokrotnie, a starsze wersje oprogramowania trzymane
      > są przez bodajże snap w zapasie (chociaż to pewnie da się wyłączyć).

      Tak, tak, tak i tak. Four yeses xD. Do użytku domowego takie instalowanie nie ma większego wpływu; przy większej liczbie paczek, programów zdecydowanie zasobów zacznie brakować szybciej, aniżeli przy korzystaniu z oficjalnych repozytoriów.

      Odbiję tylko tak nieładnie piłeczkę w drugą stronę (trzymając nadal Twoją stronę!): co z programami, które zrezygnowały już z prowadzenia oficjalnych repozytoriów?! Przykład: Mozilla Thunderbird. Poniekąd jest się czasem zmuszonym do instalacji snapa, czy flatpaka jeśli nie chcesz się bawić w kombinowanie repozytoriów, czy ręczną kompilację.

      1. > Odbiję tylko tak nieładnie piłeczkę w drugą
        > stronę (trzymając nadal Twoją stronę!): co z programami,
        > które zrezygnowały już z prowadzenia oficjalnych
        > repozytoriów?!

        Odpowiem brutalnie, że to ich strata. Poszukam zamienników. :) Ale przyznam, że częściej spotkałem się z sytuacją, że jakiegoś programu nie ma w repozytoriach, ale ma swoją binarkę, którą ściąga się, rozpakowuje do jakiegoś domowego katalogu i voila.

  2. Mi tylko nie pozostaje nic innego powiedzieć, jak podziwiam. Ale jednocześnie sam zostaję przy W11

    1. Nie ma tutaj co podziwiać. Na dłuższą metę myślałem, że nie wrócę, ponieważ różne okresy już przechodziłem z pingwinem. Miałem przez rok na desktopie, potem usuwałem i wracałem do Windowsa. Obecnie… jest mi dobrze. Jest lepiej. A po co zmieniać coś, co jest dobre i działa dobrze?! :)

      Nie zmienia to faktu, że nie dopuszczę do całkowitego usunięcia Windowsa – muszę go mieć obok i tak pewnie zostanie. Choć może za X lat zostawię go tylko na wirtualce do poszczególnych działań?!

Skomentuj Borys Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *