Ważność poprzedniego wpisu szybko się skończyła, bo w zasadzie w ten sam dzień znowu zainstalowałem Ubuntu obok Windowsa. No dobra, może nie tak od razu Ubuntu… przerobiłem w ten sam dzień jeszcze Debiana Stable, następnie Testing, potem padło jeszcze na Fedorę, by finalnie wrócić do Ubuntu – nie wiem dlaczego, ale spośród wszystkich desktopowych dystrybucji, właśnie ją darzę największą sympatią.
Jest to już kolejne podejście do przesiadki. Ostatnia, jaką pamiętam na dłużej, była z wersją Ubuntu 16.10 jako główny OS, podejście xxx. Z wersją 23.10 miałem styczność zdaje się w listopadzie, gdzie też mówiłem o przesiadce :D. Skończyło się, jak się skończyło. Czy teraz będzie inaczej? Na razie tak. Udało mi się w końcu zmobilizować i skonfigurować go tak, jak chciałem. Delikatnie na siłę próbuję wyrzucić z głowy myśl, że nie ma TotalCommandera, albowiem udało mi się go zastąpić DualCommanderem, który przypomina totala do złudzenia (no… poza tymi najebanymi opcjami, bo inaczej tego się określić nie da).
Wraz ze zmianą systemu powróciłem też do starych przyzwyczajeń z przeglądarką – rzuciłem Vivaldiego i wróciłem na Firefoxa. Nie wiem, możecie spróbować mnie wybić z błędu, ale lisek w moim odczuciu nie ma jednak sobie równych. I tak – korzystam z niego również na Androidzie.
A teraz część na krótkie podsumowanie +/- przesiadki.
Zmiany na plus
- Lekkość i szybkość działania – wydaje mi się (i to nie pierwszy raz po instalacji pingwinka), że działa nieporównywalnie szybciej w porównaniu do okienek, a do tego czas pracy na baterii laptopa jest nieporównywalnie dłuższy;
- Aktualizacje programów – to jest coś, czego zawsze brakowało mi na Windowsie. Swego czasu używałem Chockolatey, jako repozytoria na okienkach. Jednakże wygoda repozytoriów Ubuntu, to jest coś super;
- Przejrzystość – ten punkt traktuję trochę z przymrużeniem oka, bo może być podyktowany „efektem świeżości”, bo jakkolwiek pingwinki znam od lat, jest to przesiadka po dłuższym czasie.
Zmiany na minus
Bo być muszą :)
- Niespójność wizualna programów – a może po prostu brak spójności… to jest element, z którym Linux boryka się od lat, a jest powiązany z różnymi zestawami bibliotek. I tak program napisany w QT wygląda inaczej niż ten napisany w GTK. A że część programów, które używam, jak np. KeePassXC, czy Syncthingtray używa QT – mam miszmasz. Do tego stopnia, że w KeePassXC nawet kursor jest inny niż w systemie :D;
- Walka z przyzwyczajeniami – a tutaj jest najgorzej. Udało mi się mentalnie przejść barierę TotalCMD, obecnie walczę z przestawieniem się na przeskakiwanie po aktywnych kartach w lisku z CTRL+N, na ALT+N… Na pewno pojawią się też inne bardziej, lub mniej wk… irytujące rzeczy.
Na ten moment życzcie powodzenia :). 2024 jest rokiem Linuksa!
Dodaj komentarz