Lat temu kilka, porzuciłem Windowsa, jako mój główny system operacyjny, na rzecz Ubuntu, Mandrivy oraz openSUSE. Tak przez dwa lub więcej lat. Później nadszedł czas, że powróciłem do Windowsa, bowiem W7 miał wszystko, co potrzebowałem i działał bezproblemowo. Czego o Linuksie nigdy powiedzieć tego nie mogłem – sprawiało mi to frajdę, że coś tam trzeba było zrobić.
W roku pańskim 2017 postanowiłem dać szansę pingwinkowi. Postawiłem na Ubuntu, który to postrzegany jest za najbardziej user friendly. Rozwija się najszybciej i w dobrym (wg mnie) kierunku. Cóż rzec mogę… zachwycił mnie od pierwszego wejrzenia, po instalacji i aktualizacji.
Niegdyś Linux postrzegany był za zły system, zły z pkt. widzenia gracza. Wiele gier, o ile nie większość – po prostu tam nie działała. Czasy się zmieniły. Steam stał się dostępnym na pingwinki, a na swoim przykładzie powiedzieć mogę, że na >160 tytułów w bibliotece, ~100 działa na Linuksie (wg dostępności, nie sprawdzałem ich wszystkich). Gry – były największym przeciw instalacji na moim leciwym już Lenovo Y550. A skoro działają tytuły na których mi zależało, to w zasadzie zniknął.
Przejdźmy dalej – usability. Na tym poziomie wygrywa Ubuntu. Jeśli chodzi o łatwość użytkowania samego systemu, to Unity jest po prostu genialne. Najbardziej zauroczyła mnie opcja wyszukiwania w menu aplikacji. Coś podobnego do <start> w Windows, gdy rozpocznie się wpisywanie frazy. System wyszukuje dostępne aplikacje/pliki/foldery w systemie. Tutaj jest jedna znacząca różnica: Ubuntu potrafi to zrobić z menu aplikacji.
Dla przykładu:
Chcę znaleźć pozycję tabeli przestawnych w arkuszu kalkulacyjnym. Muszę przeszukać każde menu, by znaleźć tę pozycję. W Unity wciskam lewy alt i rozpoczynam wpisywanie frazy „przestawne”. Pokażą się wszystkie pozycje, które zawierają słowo „przestawne” w opisie. Genialne! Czemu Windows tego nie ma?!
Po X latach przerwy, nie dostrzegam już tak wielkich ubytków programowych, których mogłoby mi brakować na Linuksie. Może dzieje się tak, ponieważ większość swoich zadań przeniosłem do przeglądarki? Niemniej, programy nie są już barierą w kwestii używalności systemu.
To, co na chwilę obecną trzyma mnie z dala, i co zmusiło skłoniło mnie do powrotu – działanie poszczególnych aplikacji, zawieszki, czkawki, błędy… ogólnodostępne błędy, na każdym kroku Error, error, error… zgłoś, wyślij, raportuj. Chrome z czkawkami, odtwarzacz multimedialny (żaden), który nie potrafi odtworzyć filmu 60 fps bez zajęknięcia.
Nie uważam systemu za zły – ba, wydaje mi się być znakomitą alternatywą, nic poza tym. Kompletnie nic… Rozwój systemu zmierza w dobrym kierunku, a nawet bardzo dobrym. Jednak jeszcze nie dojrzał na tyle, by móc mówić o zagrożeniu dla Mac i Windows.
Dodaj komentarz