W przeciągu kilku tygodni postanowiłem ponownie dać się przekonać Linuksowi, tak by mieć koło Windows’a drugi system. Wybór nie był prosty, gdyż mnogość dystrybucji Linuksowych wcale nie pomaga w wyborze tej odpowiedniej. Z jednej strony liczy się stabilność, z drugiej zaś Linux słynie z efektów Compiz’a (Gnome), oraz Kwin’a (KDE) – bacząc jednak na same efekty, stawiałbym jednak na KDE. Wybór dystrybucji do przetestowania zawęziłem do tylko kilku pozycji, które BARDZO chciałem sprawdzić na własnej skórze, tym sposobem pozostały mi:
Dlaczego akurat te dystrybucje? Sam nie wiem, może dlatego, że najwięcej o nich zawsze słyszałem. Po tym „teście” doszedłem do wniosku, że pomimo faktu, że bardzo podobało mi się środowisko Gnome, tak po tym teście stałem się zwolennikiem KDE, gdyż przypadła mi do gustu „Plasma”, jak i fakt, że w chwili powstania jakiegoś błędu nie wiesza się system tylko wyłącza się sama „plasma” po chwili włączając się ponownie i powracając do dawnego stanu. Poza tym… jest ładne, jest estetyczne, jest… jest inne niż Gnome. Opiszę pokrótce swoje przeżycia z tymi dystrybucjami.
Ubuntu
Z dystrybucją tą miałem najwięcej do czynienia, gdyż jest to moja pierwsza dystrybucja i spędziłem na niej około 2 lata. Cóż mogę powiedzieć… obecna wersja (8.10) zawiodła mnie, nie wiem jak z 9.04, ale ta nie jest dla mnie. Niby jest to wciąż to samo Ubuntu, a jednak nie jest.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest NetworkManager, który jest, ale nie działa jak powinien. Mimo skonfigurowania poprawnie połączenia internet działa, ale po ponownym uruchomieniu tworzy się drugie połączenie eth0, przez co zamiast mieć internet od razu po starcie systemu, jest dopiero po 5 minutach, aż system zdąży zauważyć, że w sieci nie ma DHCP. Po usunięciu połączenia z DHCP, ponownym włączeniu PC efekt jest taki sam. Rozwiązanie? Usunąć NetworkManager i skonfigurować ręcznie połączenie sieciowe. Powinno to zatem wyglądać tak:
/etc/network/interfaces
auto lo
iface lo inet loopback
auto eth0
iface eth0 inet static
address <IP>
netmask <maska>
gateway <brama>
Oraz:
/etc/resolv.conf
nameserver <DNS#1>
nameserver <DNS#2>
Po takim skonfigurowaniu bez tego felernego Managera wszystko działa należycie.
Podczas dalszego korzystania naradza się kolejny problem – nie działa komunikacja Bluetooth z telefonem, a czemu? Do tej pory nie wiem. Poza tym Ubuntu wg splasha pakietu OpenOffice posiada go w wersji 2.4 – nieco stara, czyż nie?! Zakładając że obecna wersja to 3.x. No ale cóż. Poza tym dziwi mnie fakt, że najnowszym rekomendowanym sterownikiem do mojej karty jest wersja 177, a w repo znajduje się wersja 180, która również jest wspierana przez Ubuntu. Poza tym raczej nie było większych zgrzytów, ani problemów. Poza tym, jak już pisałem kilka wpisów wstecz – nie jest to dystrybucja godna uwagi – już nie jest. Może najbliższe wersje coś zmienią, ale obecna 8.10 nie jest tym, czego oczekiwałem od tej dystrybucji. Jedyne, co spodobało mi się, to mnogość oprogramowania w repozytoriach, czego nie mogę powiedzieć np. o openSUSE (oczywiście podstawowe repozytoria). Pewne jest natomiast jedno. Nie chcę i prędko nie będę chciał ponownie powrócić do Ubuntu, jedyne do czego może mi się ta dystrybucja przydać do odzyskanie danych przy pomocy LiveCD.
Kubuntu
Odpowiednik Ubuntu, lecz ze środowiskiem KDE. Skorzystałem z tej dystrybucji zaraz po openSUSE tylko i wyłącznie po to, by sprawdzić kilka rzeczy. Wrażenia? Negatywne, negatywne, negatywne z naciskiem na negatywne! Nie… cóż to, bajzel… Usunąłem panel, to nie mogłem go utworzyć, internet nie działa w ogóle (felerny kNetworkManager).
Internet udało mi się skonfigurować w sposób identyczny, jak w przypadku bratniej dystrybucji, ale jakoś nie mogłem się w ogóle w tej dystrybucji odnaleźć. Kubuntu stanowczo nie było i nie będzie moim numerem jeden. Co zasługuje na pochwałę w tej dystrybucji? Kompletnie nic.
Adept – to kompletne dno, bardzo dużo do ideału mu brakuje. Można niby instalować i odinstalowywać programy, co niby powinno być wystarczające, ale np. kernela starego usunąć się nie da.
Ustawienia systemowe – niby KDE taki posiada, ale porównując ten panel z Kubuntu, a openSUSE dostrzega się niebagatelną różnicę i dostrzega, że ten z Kubuntu jest co najmniej dziwny. Edycja programu rozruchowego ogranicza się do wyboru domyślnego systemu i przesunięcia go o kilka pozycji, co nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że nie da się przesunąć Windows’a nad Kubuntu, a mnie akurat tylko taki układ odpowiada.
Ustawienia językowe/klawiatury. Przez cały wieczór wczorajszy borykałem się z ustawieniami klawiatury, bo Kubuntu pomimo tego, że skonfigurowałem poprawnie klawiaturę wybierając odpowiedni wariant i model klawiatury nie potrafił dostrzec jednego, jedynego klawisza klawiatury – tego, który odpowiedzialny jest za uruchamianie odtwarzacza muzycznego. W przypadku żadnej innej dystrybucji nie miałem takiego problemu.
Co jeszcze? No chyba tyle. Mimo, że o Ubuntu pisałem, że nie wrócę do niego prędko, to to „nie prędko” nastąpi prędzej niż w przypadku Kubuntu.
openSUSE
Byłaby to dystrybucja, która zostałaby na moim dysku, po prostu ubóstwiam openSUSE z KDE, który jest dopracowany i nie sprawia najmniejszych (no, prawie) problemów. Dlaczego jednak nie została na dysku? Cholerny, denerwujący bug, problem po instalacji sterowników NVidii. W sumie błąd, a nie błąd… problem objawiał się tym iż zniknęły mi polskie znaki ze słownika w aplikacjach opartych na GTK (np. OpenOffice, Pidgin…), nie potrafiłem się uporać z tym problemem, szukając pomocy na supportach openSUSE, jak i NVidii nikt mi nie potrafił pomóc – zrezygnowany… podarowałem sobie przygodę z linuksem na rzecz Windows’a, z którym nie ma takich problemów.
Na pochwałę w owej dystrybucji zasługuje YaST, który bardzo, ale to bardzo przypadł mi do gustu. Po drugie jest to dystrybucja stworzona w sposób przemyślany i zaplanowany, a poza tym nie ma problemu z takim burdelem, jak w Kubuntu. Nie miałem również problemu z konfiguracją sieci, gdyż system ifup, z którego korzysta dystrybucja nie jest tak problematyczna, jak NM (choć istnieje możliwość wyboru NM podczas instalacji, a LiveCD posiada tylko NM).
Oczywiście pisałem na łamach blogu o problemie ze sterownikami graficznymi i rozwiązaniu go, wciąż on występuje i pewnie będzie występował. Dziwi mnie natomiast fakt, że znajomy, który posiada tę samą kartę graficzną (aczkolwiek na PCI-E) nie ma takiego problemu, jak ja, poza tym u niego działają polskie znaki w słownikach na tych domyślnych sterownikach z openSUSE.
Ostatecznie chciałbym napisać, że polecam tę dystrybucję i pomimo krążących opinii, że nie jest to dystrybucja godna polecenia – polecam ją, zarówno początkującym, jak i zaawansowanym użytkownikom.
Fedora
Tutaj to się chyba rozpiszę najdłużej i zarazem najściślej, uwaga! Nie działa! Tak i wcale tu nie przesadzam, dystrybucja u mnie nie działa. Uporawszy się z problemem i uruchomiwszy LiveCD w trybie vga=ask, a następnie po zainstalowaniu dystrybucja się nie uruchamia. Widzę czarne tło i… no to tyle, co widzę. Tyle przygody z Fedorą.
Efekt?
Siedzę wyłącznie na Windows’ie oczekując aż zniknie problem ze sterownikami na openSUSE i gdy tylko ten dzień nastąpi nie zawacham się wsadzić DVD z dystrybucją do napędu i ponownie zainstalować ją na dysku.
Dodaj komentarz