Niedługo wpisy tego typu okażą się na blogu codziennością, a przynajmniej będą najczęstszym gościem. Po co? Dlaczego? Poczemu? Dlaczemu? Ano bo, braki czasu, braki natchnienia, braki chęci dają się we znaki. W sumie ostatniego okresu nie mogę zaliczyć raczej do nudnych, czy też bezbarwnych, działo się, bo dziać się musiało, ale z drugiej strony niektóre z tych rzeczy wyrzuciłbym z życiorysu.
Przede wszystkim aktualnie to mam niemalże całkowity brak wolnego czasu, bo jeśli nie praca, to szkoła, jeśli nie szkoła to siłownia, jeśli nie siłownia to mecze, albo wypady ze znajomymi. Jest dobrze, jest źle, jest tak se. Praca pochłaniała mi ostatnimi czasy najwięcej czasu, momentami miewałem uczucie, jakobym dał się wyfrajerzyć, no ale cóż, jestem tylko człowiekiem i na błędach uczyć się mi jest pisane.
Mniej prywatnie
Otrzymałem w końcu darmowy upgrade do Windows 7, z czego przyznam szczerze jestem niezwykle zadowolony. Nie sądziłem, że te sieciowe plotki, jakoby najnowsze dziecko z Redmond było faktycznie szybsze i wydajniejsze od Windows XP, ale prawda jest taka, że faktycznie odnosi się wrażenie iż tak jest. Działa szybko, aczkolwiek na początku trzeba się przyzwyczaić do nowego stylu zasobnika.
Oczywiście są problemy z niektórymi programami na nowy system. Niektóre programy mimo trybu zgodności nie chcą działać na Windows 7. Przykład? Norton360. Strasznie, nie… jeszcze raz. Strasznie zdenerwował mnie fakt, że Symantec nie przygotował jakiejś aktualizacji, bądź innej wersji tego programu na ten system. No, ale co ja gadam, przecież z ich strony jest do pobrania beta programu, która powinna działać na owej platformie, ale czy działa? Chyba nigdy się nie przekonam, bo ilekroć próbowałem pobrać program, to zawsze miałem jakiś błąd, bądź po prostu strona.exe nie działała (chodzi oczywiście o stronę, z której pobierać można było załącznik). No szlag mnie po prostu trafił, bo licencję w łeb wzięło, ale niech się wypchają. Nigdy więcej nic od Symantec’a nie zainstaluję na swoim komputerze.
Kolejną ciekawostką jest fakt iż wreszcie zakupiłem sobie Half-Life2: Episode Two, a właściwie, to Orange Box od Valve. Ja, wielki fan serii Half-Life (szczególnie dwójki) odwlekałem ten zakup w nieskończoność, ale w końcu marzenia me się spełniły. Rozpisywałem się już na łamach wpisu To lubię: Half-Life2, EP1, że Orange Box był dla mnie stosunkowo za drogi z racji posiadania przeze mnie podstawki i pierwszego epizodu, ale! EA Games wyszedł naprzeciw mym oczekiwaniom i doczekałem się świetnej promocji od nich i gram.pl. Otóż, ludu drogi. Zakupiłem Orange Box w niezwykłej cenie 44,90zł! A do tego dostałem drugą grę za darmo! (jeszcze kilka pytajników sobie wyimaginujcie :) ) Drugą grą z wyboru mego był/jest Mirror’s Edge.
Orange Box
Jestem niezmiernie zadowolony z zakupu. Z jednej strony żałuję tak długiego zwlekania z racji na frajdę, jaką przyniosło mi to pudełko, z drugiej zaś, niezmiernie się cieszę, że mam wersję pudełkową niemalże za tą samą cenę, co samego CD-Key’a. Notabene uważam, że drugi epizod serii Half-Life2 jest o wiele bardziej dynamiczny i wymagający od samej podstawowej wersji gry.
Poza tym rewelacyjnym „dodatkiem” do pudełka jest Team Fortress2, który ma fajną dawkę humoru – rzec można, że czarnego 8) . Żart, bo na poważnie ta gra jest po prostu świetna.
Może uda mi się przemóc i w kolejnym wpisie jakoś opisać Half-Life2: Episode Two, choć w sumie w to wątpię, bo musiałbym ponownie go przejść, by zapamiętać większą ilość szczegółów.
Mirror’s Edge
Spodziewałem się gówna, ale dobrze, że tylko się spodziewałem. Gra jest genialna, aczkolwiek genialnie krótka. Od samego początku wymaga od gracza pewnego doświadczenia, czy pomysłowości. Wcielając się w bohaterkę Faith jesteśmy sprinterem i musimy oczyścić konto swej siostry. Twórcy Battlefield’a wykazali się w tej grze oryginalnością, gdyż przynajmniej ja nigdy nie spotkałem się jeszcze z grą tego typu.
Jedno „ale” mam tylko, ponieważ przy włączeniu NVidia PhysX gra się za wie sza. Nie mam pojęcia dlaczego i po co jej to zawieszanie, no ale tak już ma, że się zawiesza.
O Windows 7 pokrótce
Długo przymierzałem się do napisania osobnego wpisu na temat Windows 7, ba! ja go zacząłem pisać, ale w koszu wylądował. Nie mogłem się przemóc, by napisać coś więcej na temat tego systemu. Jest generalnie ok, niektóre funkcje są świetne (choćby dopracowana wyszukiwarka w pasku start, znana również z Visty), niektóre mniej potrzebne (pokazywanie pulpitu po najechaniu na „ikonkę” pokaż pulpit), a niektóre są kompletnym nieporozumieniem, zwłaszcza, jeśli korzysta się z TouchPad’a (maksymalizacja okna po przyciągnięciu go do górnej krawędzi).
Poza tym, stabilność jest ok (tak, ani raz się nie zawiesił, ani raz się nie wyłączył, ani raz nie miałem blue screen’a).
Prywatnie bardziej
Pracuję, bo pracować muszę. Co zrobić, pieniądze nie rosną na drzewach, a co gorsza nie sra się nimi (he, takie potoczne zdanie, a aż mi się ryło ucieszyło, jak to pisałem). Jestem na chwilę obecną tzw. Team Leaderem z elementami kierownika (to mnie najbardziej irytuje/irytowało). Chodzi o to, że mam robić swoje + kierownika, za swoją wypłatę, ale już sobie co nieco wyjaśniliśmy… Zobaczymy, czy słowa zostaną puszczone na wiatr, z wiatrem pofruną, czy też będą jakieś fundamenty podtrzymujące mnie tam jeszcze, a przy okazji słowa właściciela/kierownika.
Odchodząc od pracy, idąc krok w przód, lewo, prosto, prosto, prosto, w prawo… zmierzamy ku… życiu prywatnemu. Z tym równie krucho ostatnimi czasy, bo albo idę z kolegą na siłownie – tak! no kurwa koksem będę, nie?! ABS, BBS, CCP i w ogóle (nie wiem, co te dwa ostatnie oznaczają, ale tak mi się nasunęło i zdawało, że fajnie brzmi – no co, śmieszny chce być :) ). Dawniej chodziłem chwilę (miesiąc) na mięsiarnię, ale mi się nie spodobało – tym razem jest inaczej, bo zajebiście mi się spodobało. Kwestia podejścia, bądź jak to niektórzy mogą nazwać – samozaparcia. Poprzednio szliśmy zieloni i zieloni wyszliśmy. Teraz weszliśmy kompletnie zieloni, a wyszliśmy już nieco zaopatrzeni w wiedzę, bo ktoś nam pomaga. Podoba mi się i to najważniejsze, bo jeśli się podoba, to i chodzić mam zamiar.
Poza tym no to chyba tyle. Jestem, byłem i będę… nieosiągalny… la la la. Z czasem to mizernota jest faktycznie, no ale co poradzić. Młodszy nie będę, a:
http://www.youtube.com/watch?v=-ta2oeZlmEE
Dodaj komentarz