Windows 7 wywinął mi orła

Jestem zdziwiony i zarazem wielce zniesmaczony wczorajszym dniem. Wczoraj bowiem po około 2-3 latach od instalacji, tak wielce szanowany przeze mnie system Windows 7 wywinął orła. Dlaczego o tym piszę? Sposób w jaki to się stało/przyczyna jest zadziwiająca i wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że coś takiego miało miejsce. Nie mam pewności jednak, czy wina stoi po stronie samego systemu, dysku twardego, systemu plików, czy może ja zawiniłem w jakiś sposób. Sam obstawiam jednak iż wina stoi po stronie systemu plików, bowiem już miałem podobne objawy w niedalekiej przeszłości.

Niestety, ale (według mnie) najsensowniejszym i najszybszym rozwiązaniem problemu okazała się ponowna instalacja systemu. Tutaj również do pewnego momentu system robił mi pod górkę. Na jego nieszczęście do czasu; udało mi się po pewnym czasie zażegnać kryzys i teraz mam przyjemność pisać spod świeżego systemu.

Dzień sądu ostatecznego

Zdjęcie autorstwa Alchemist-hp na licencji CC 3.0

Wczorajszy dzień dla mojej instalacji systemu, czy też samego laptopa okazał się dniem pełnym wrażeń. System ni z tego ni owego, zaczął sobie grzebać po dysku odcinając1 mi dostęp nawet do Menadżera zadań. Dysk był tak zarzynany, że jedynym lekarstwem na jego bóle był tzw. hard reset.

Kilkakrotnie próbowałem uruchomić system, by zdiagnozować problem. A to w trybie awaryjnym, a to korzystając z narzędzia udostępnionego przez Microsoft do naprawy uszkodzonego systemu (wybór pojawia się po nieudanym uruchomieniu systemu i właśnie po ponownym włączeniu). NIC mu nie pomogło.

[info]Po uruchomieniu komputera i załadowaniu systemu błyskawicznie pojawiał się Blue screen. Nie pytajcie co tam było… nie wiem, nie widziałem, bo od razu pojawiał się czarny ekran.[/info]

Piszę o tym tylko i wyłącznie dlatego iż podobną awarię miałem już kilkakrotnie i zawsze pomagało uruchomienie CHKDSK. Jednakże jak go uruchomić i tym razem, skoro system w ogóle nie reaguje? Poza tym wyszedłem z bardzo prostego założenia – skoro już kilkakrotnie miałem identyczny problem, to jakie jest prawdopodobieństwo iż w niedalekiej przyszłości (nawet jeśli doprowadziłbym teraz system do funkcjonowania) nie pojawi się ponownie?

Efektem tego gdybania, a zarazem najrozsądniejszym rozwiązaniem okazała się reinstalacja systemu.

Ubuntu na ratunek

Wypadało zabezpieczyć możliwie największą ilość danych i konfiguracji. Ponownie już Linux uratował mi dupę w takim przypadku. Wprawdzie prowadzę systematyczne kopie bezpieczeństwa, ale nie wszystkiego – tylko najważniejsze pliki, jak zdjęcia, muzyka, backupy, oraz ważne dla mnie pliki (jak np. baza z hasłami). Tak też zrobiłem. Pobrałem obraz Ubuntu 2, utworzyłem bootowalny klucz USB, pokopiowałem pliki…

Postanowiłem przy okazji sprawdzić stan dysku SMARTem. Dysk testy zaliczył, co raczej nie wskazywało na uszkodzenie. ntfsfix, który jest w pewnym sensie odpowiednikiem Windowsowego CHKDSK nic nie wykazał. Bylem w dupie.

[info]Korzystając z okazji, chciałbym zwrócić uwagę na to, jak płynnie Ubuntu działa z przenośnych urządzeń. Bardzo mi się to podoba. Niebawem będę chciał sprawdzić inne dystrybucje pod tym kątem – bez instalacji, z samego klucza USB.[/info]

Zmówiłem ostatnie modły, odszukałem swoją płytę z Windowsem oraz kluczem, wsadziłem do napędu…

Felerna instalacja

Windows 7 zaraz po instalacji i konfiguracji

I znów pod górkę! System oczywiście wystartował z płyty, a moim oczom ukazał się czarny ekran z kursorem, którym można było poruszać. Kilkakrotnie startowałem z płyty by sprawdzić, w czym tkwi problem. Za każdym razem to samo. Przeskoczyłem ponownie do LiveCD Ubuntu, uruchomiłem GParted i zdesperowany… usunąłem wszystkie istniejące partycje. Uruchomiłem ponownie laptopa z płyty z Windowsem. Ożyła bestia!

Tutaj miało miejsce wielkie zdziwienie – dlaczego? Czy ten jakże szanowany system nie potrafił zlokalizować partycji NTFS?! Tutaj ponownie moje podejrzenia padły na system plików… Musiał się ostro, bardzo ostro, bardzo, bardzo, bardzo ostro pokićkać.

Później już cała instalacja przebiegła bezproblemowo. Dziwny jest ten system… Gdyby firmy, programiści lepiej wspierali Linuksa, gdyby było na niego więcej gier z Windowsa, a ich uruchomienie nie było tak problematyczne, to na pewno korzystałbym teraz z Ubuntu, albo CentOSa.

Cieszę się z jednego – że kupiłem tych kilka miesięcy temu zewnętrzny dysk USB i że chomikuję pendrive’y. „Gadżety” te okazały się niezwykle przydatne.

Wisienka na torcie

Wisienką na torcie w tym całym przedsięwzięciu okazały się aktualizacje systemu. Dzięki nim cała reinstalacja systemu zajęła mi około 6,5 godziny! Największą bolączkę dostarczyły aktualizacje platformy .NET. Każda aktualizacja instalowała się osobno, zajmowała sporo miejsca, a zarazem instalowała się piekielnie długo.

Na szczęście już mam wszystko za sobą. Teraz ostatnie szlify tylko pozostały, ale nie zależy mi na nich szczególnie, bowiem co potrzebuję/potrzebowałem – skopiowałem.

  1. Nie było żadnej możliwości dostania się do jakiegokolwiek programu, zamknięcia go… []
  2. Dlaczego akurat on, a nie inna dystrybucja? Bo ma w sobie wszystko, co mi potrzeba do diagnozy: GParted, ntfsfix, smartctl… Nie twierdzę, że nie zainstaluję tego na innych dystrybucjach Live, ale może też przyzwyczajenie?! []

Komentarze

2 odpowiedzi na „Windows 7 wywinął mi orła”

  1. Nie zazdroszcze sytuacji, jedyne takie problemy mialem gdy szwankowal mi dysk. Windows nigdy jeszcze mnie nie zawiod, Obecny Windows serwer tez sprawuje sie ok. niepokojace jest ze nie masz pewnosci co bylo przyczyna zawieszenia?

    1. A i owszem, dowiedziałem się, co było przyczyną. Uszkodzony dysk, więc tak jak piszesz ;). Tak więc po wszystkim miałem jeszcze jeden reinstall.

Skomentuj elgo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *