O „darmowym” upgrade do Windows 7

Kupno laptopa wiązałem z tym, że chciałem sobie zaktualizować system do Windows 7. Swoje wymogi, co do samego sprzętu opisywałem we wpisie Laptopie – wystąp!. Niezmiernie ważne było dla mnie to, bym mógł zaktualizować system z wersji Windows Vista do „siódemki”. Idealnie byłoby, gdyby domyślnie zainstalowane było najnowsze dziecko ze stajni systemów operacyjnych koncernu z Redmond.

Niestety, w okresie, w którym kupowałem laptopa nie było domyślnie zainstalowanego Windows 7 na tych przenośnych sprzęcikach. Domyślnie był zainstalowany system Windows Vista. Początkowo ubolewałem nad tym, że będę musiał użytkować tą wersję systemu Windows, a chciałem go „przeskoczyć” do 7. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że Vista nie jest taka zła, aczkolwiek nie napawam jakimiś dobrymi emocjami do tej wersji systemu. Postanowiłem… postanowiłem zakończyć znajomość.

Z racji tego, że Lenovo udostępnił „mi” możliwość skorzystania z darmowego upgrade’u z visty, do 7’ki, postanowiłem skorzystać. Pierwsze próby zakończyły się fiaskiem. Nie udało się sfinalizować zmówienia, ponieważ moja karta debetowa nie posiadała pewnych parametrów (mBank). Jak się dowiedziałem początkowo, to powinienem zwiększyć limity na transakcje internetowe – tak  też zrobiłem i dalej nic. Dopiero niedawno dowiedziałem się od znajomego, który zamówił ową aktualizację, że należy zadzwonić na mLinię, by zwiększyć parametr/y, do których ja nie mam dostępu z panelu klienta.

Zadzwoniłem i faktycznie… należało zwiększyć te parametry. Miła Pani dopytała się o szczegóły i zwiększyła mi te limity/parametry. I… działa! Moja karta debetowa działa, jak kredytowa. A darmowy update kosztował mnie około 75zł.

Darmowy, nie darmowy… fakt jest taki, że wolę zapłacić 75zł za aktualizację systemu do nowszej wersji, która będzie miała dłużej wsparcie techniczne, niż wydać 300/400zł za wersję OEM systemu. Nurtuje mnie jednak pewna myśl. Jak to się aktualizuje – tzn. czy doinstalowuje tylko niezbędne rzeczy, czy usuwa po sobie „syfy”. Nie dostałem jeszcze tej płyty w swoje ręce, więc nie mogę osądzić, jak Windows 7 działa w rzeczywistości, a przede wszystkim nie mogę osądzić, jak działać  będzie na moim laptopie.

Poczekam sobie pewnie jeszcze ze 2 tygodnie, o ile nie więcej na przesyłkę z United Kingdom ;) . Następnie czekać na mnie będzie aktualizacja systemu do nowej wersji i testowanie jej. Mam nadzieję, że uda mi się przyzwyczaić do tego systemu, a po swych osądach, że Vista nie jest taka zła uda mi się również przekonać do systemu Windows 7.

Patrząc na zrzuty ekranowe nowego systemu, jak i widząc go w pracy (ale nie bawiąc się nim/testując go osobiście) nie mogę się za wiele obiektywnie wypowiadać. Wiem natomiast z krążących po sieci opinii, że jest to system na pewno lżejszy i szybszy od Windows Vista, a niektórzy twierdzą nawet, że jest lepszy od systemu Windows XP – zarówno na nowszych, jak i starszych komputerach.

Osądzę to dopiero wówczas, jak zainstaluję u siebie „dziecko z Redmond” i posiedzę na nim porównywalnie długo, bądź dłużej niż na Windows Vista.


Komentarze

2 odpowiedzi na „O „darmowym” upgrade do Windows 7”

  1. Czyli po formacie znowu instalacja Visty i dopiero upgrade do 7? ;)

  2. Aż tak to nie. Ale zainstalowałem „czystą” wersję Win7, a nie upgrade :).

Skomentuj Marcin Łuniewski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *