Nawiązując do samych dialogów przeprowadzonych z osobami towarzyszącymi; weekend przeciętnego polaka obecnie wygląda… właściwie, to nie wygląda. Ludzie zapominają o jakichkolwiek rozrywkach, o wypadach, spacerach, choć niejako wypad do sklepu spacerem nazwać można, lecz marny z tego pożytek i frajda. Niektórzy całkowicie zapominają o tym, że czas można spędzić inaczej niż idąc do sklepu, czy potocznie mówiąc „iść i się nawalić”. Gdzie te czasy, kiedy na podwórku było hucznie od dzieciaków, a dewoty je przeganiały zapominając całkowicie o tym, jak same szalały. No gdzie te czasy? Dlaczego wszyscy zapomnieli o rozrywkach, które niesie za sobą spacer po lesie, jazda na rowerze, jogging, czy właśnie spacer po lesie w wydaniu ekstremalnym?!
Kojarzycie filmy o małpach, albo nie – Tarzana, czy pamiętacie Tarzana i Jane? W swych skromnych strojach skakali pomiędzy drzewami opasani jedynie skromnym pasem skóry, a pomocnym narzędziem w przemieszczaniu się była lniana. Ta ekscytacja i dziecięce zauroczenie – ja też tak chcę!
Filmy przyrodnicze, albo kanały typu Discovery czasami pokazują ujęcia z różnych parków rozrywki, rollercoastery, parki rozrywki, aż wreszcie… parki linowe! Sam widziałem zdjęcia i filmy z takich parków, ale nigdy nie śniłem nawet o tym, by znaleźć się w czymś takim! Ba! Nie wiedziałem, że coś takiego w mojej okolicy istnieje. Może ja też zaliczam się już powoli do tych domolubnych?!
Od czego się zaczęło
Całkiem przypadkowo. Nawet nie wiedziałem, że kuzyn z dziewczyną są w Tarnowie. Bylem po nocnej zmianie, a wszystko miało rzecz w niedzielę rano (tak, tak… ja odsypiałem noc, a tu pobudka o 10). Telefon od kuzyna, że jest w Tarnowie i czy nie chciałbym się wybrać do parku linowego – właściwie, to użył innego określenia, scoutclimbing? Albo mnie się coś w tej chwili pomieszało. Oczywiście zgodziłem się, bo coby nie. Świeże powietrze i… no w zasadzie to tylko tyle wiedziałem, że gdzieś jedziemy, ale nie do końca kojarzyłem fakty.
11:30 zabrałem się do 4-kołowego potwora. Pojechaliśmy jeszcze po dwie osoby, a potem prosto do parku. Po drodze dowiedziałem się kilku istotnych rzeczy, a przede wszystkim – nie ufaj tym facetom! Żart oczywiście, ich opowieści co prawda mogłyby niektórych zszokować, ale fajnie się tego słuchało. Latające siekiery, niedziałające IDki… i inne kompletnie nic nieznaczące dla mnie określenia ;).
Ok, dojechaliśmy. Zawada 137f (cwaniak jestem, bo znalazłem ten adres na stronie ich, a wcześniej nie wiedziałem, gdzie jedziemy). Wieeeelkie pole, wieeeelki las i wieeeelka dziura w lesie, dla której zastosowanie obmyśliliśmy, oraz zielony garaż – ciekaw jestem, kiedy będą zdjęcia satelitarne garażu na mapach satelitarnych google, albo zumi.
Las, liny, wielkie mi halo
Kilka drzew związanych ze sobą linami, do tego jakieś podesty – z ziemi wygląda to nijak. Wielkie mi halo, czym tu się tak podniecać? Podobny widok mam patrząc na rusztowanie. Dostaliśmy regulamin, jakieś bla bla bezpieczeństwo, bla bla wzrost, bla bla wytrzymałość lin, bla bla… chodźcie wpisać się na listę.
Wpisane, nadszedł czas na ubranie skafandrów ochronnych, których zadaniem jest uchronić kark przed upadkiem z 12 metrów 25 metrów. Phi, wielkie mi to, spaść i zostać kalekim ninja, to jest dopiero coś! Ok, ok bo jak przeczytają ten wpis to się okaże, że mnie tam więcej już nie wpuszczą 8). Skafandry ubrane, krótkie szkolenie z instruktorami w czerwonych koszulkach.
Przypnij tu, potem przepnij, wepnij, odepnij… no to kto pierwszy? Spoko wooodza, poszedłem powisiałem, bo kazali sprawdzić mocowania i liny, przeszedłem pierwszą przeszkodę. Phi, błahostka, ledwo dwa metry nad ziemią, o ile nie mniej (trasa początkująca dla dzieci, tudzież szkoleniowa, coby nikt sobie kuku nie zrobił).
Już na trzeciej przeszkodzie okazało się, że to będzie wielka frajda, tyroooooooolkaaaaa! Pierwsza trasa ukończona. Następnie krotki spacer na trasę wysoką – tak, to ta 12 metrowa 25 metrowa.
Spadać każdy może, ale bezpieczeństwo przede wszystkim
Powiem Wam, że rozpoczęcie drugiej trasy dało już do myślenia. Tej drabiny to ja w życiu nie zapomnę :D. Niby była przywiązana, ale taka jakaś niezbyt stabilna była. Oczywiście tutaj również byliśmy zabezpieczeni jakimś mechanizmem podobnym do pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Jeśli okazałoby się, że spadamy, to mechanizm blokuje linę, do której byliśmy przymocowani.
Na pierwszym podeście drugiej trasy miałem nieco nasrane. Nie wiedziałem nawet, czy mam lęk wysokości, czy nie – okazało się, że nie. No na tej trasie to się zabawa dopiero rozpoczęła. Tych zielonych zwisających lin to chyba nigdy nie zapomnę. Właściwie to nigdy nie zdarzyło mi się wisieć na samych rękach, na takiej wysokości podpierając się jedynie jedną nogą na środku liny, która ułożeniem przypominała „V”. Jest to druga przeszkoda, której przejście zajęło mi sporo czasu.
Nie jestem w stanie przypomnieć sobie teraz, jakie były kolejne przeszkody, wiem że zjeżdżało się na „trójkącie” (taki uchwyt akrobatyczny jakby), na drabince (tak!) no i była ta najgorsza ze wszystkich przeszkoda. Szpagatowe zielono-deskowe liny. Jeśli nie wiesz jak to przejść, to gwarantuję, że szpagaty można się tam nauczyć robić. A samo przejście, nawet już z wystarczającą wiedza zajmuje około 5 minut. Chwyć tu, połóż nogę tam, tamto, hu, cza, ła!
Dobra, luz. Przeszedłem wszystko, a na koniec zostały 3 tyrolki.
Super liga to jest
Na tyrolce po prostu wisisz i lecisz/zjeżdżasz. Wydaje się banalne, ale jest to najfajniejsza część samego parku. Wisisz 12 metrów 25 metrów nad ziemią i masz zaufać tylko temu zapięciu zabezpieczającemu. Przypinasz karabińczyk i to coś z kółkami (zabijcie, nie pamiętam nazwy), sprawdzasz kilka razy czy jesteś przypięty no i co? Masz nasrane, czy skaczesz? Pewnie że skaczesz! :)
Tyrolka w Szarej Sowie jest drugą co do długości trasą tego typu w Polsce! Nie dość, że jest taka długa, to są aż 3 zjazdy! Nie da się ukryć, że największa adrenalina jest właśnie tam. A jeszcze jak się podczas zjazdu obrócimy, ho! Rozpoczyna się kombinowanie w stylu „no kurwa, jak ja mam teraz odwrócić się przodem” (tak, dosłownie to myślałem jak mnie obróciło). Potem dopiero zauważyłem, że z moim doświadczeniem nic nie zrobię. No to trzeba było iść na żywioł i obmyślić sposób, jak uderzyć w materac na drzewie barkiem, albo plecami, a nie głową czy kufrem w platformę. Podciągnąłem się do góry, skuliłem i szedłem już na żywioł. Kolejne zjazdy już poszły lepiej. A ostatnia tyrolka jest najlepsza! Nie ma materacu i jak nas obróci to mamy pecha, bo lądujemy już na ziemi :D.
Fajne doświadczenie
Nie ukrywam, że pierwszy raz w życiu byłem w czymś takim. Jest to genialne przeżycie, którego nie da się opisać. Starałem się, jak mogłem ale tego po prostu nie da się opisać słowami, każdy przeżywa to inaczej. Poza tym będąc tam poznałem fajnych ludzi, którzy wbrew pozorom lubią to co robią i wiedzą co robią. Nie dość więc, że można spędzić tam czas na wyzwaniach, to można spędzić go miło w fajnym gronie.
Szara Sowa na pewno pozostanie dla mnie miejscem godnym ponownego odwiedzenia i polecania innym. Taka forma rozrywki jest wyśmienita, a jeśli wybierzemy się większą grupą to i ognicho możemy sobie tam zrobić.
Oferta last minute
Chciałbym przybliżyć nieco ofertę tego parku linowego, ale od tego jest ich strona internetowa, na którą serdecznie zapraszam. Obecnie ciężko jest tam trafić z racji na brak jakichkolwiek oznaczeń (które niebawem będą z tego co wiem). Poza tym ludzie widząc park linowy na Górze Św. Marcina pomyślą, że to badziew. Nie! Badziewiem jest park na Marcince. Cały ten park jest wielkości i poziomem trudności odpowiada najprostszej trasie w Zawadzie. A cenowo jest identycznie.
Trzeba się jednak spieszyć z decyzją, zimne dni już tuż, tuż… park zostaje na zimę zamknięty, by na wiosnę przejść gruntowną kontrolę i zostać ponownie otwartym. Poza tym zimne wieczory mogą nie sprzyjać ogniskom (choć potwierdziliśmy, że obecne opady deszczu maja jakieś paliwo w sobie i rozpalają ogień).
Zastanawiać się możecie, czy warto wydać tyle pieniędzy na przejście. Warto! Nie macie tam limitu czasu, liczy się przejście całej trasy od początku do końca, a gwarantuję, że nie zapomnicie prędko tego parku.
Jak trafić?
Obecnie ciężko. Park znajduje się w Zawadzie niedaleko od Tarnowa. Dane namiarowe na park na stronie szarej sowy nie są za dokładnie. Wysłałem więc swoją pozycję GPS i jest! Dokładne położenie ogniska w parku ;).
- Pozycja na mapach OVI – Szara Sowa na mapach Ovi
- Pozycja na mapach Google – Szara Sowa na mapach Google
Poza tym zawsze możecie skontaktować się z Magdą, bądź Rafałem telefonicznie. Są to tak miłe osoby, że na pewno Was poinstruują.
Ja tak nawiasem wspominając czekam teraz tylko na zdjęcia, którymi zapewne pochwalę się :) no i na kolejny wypad! Jeśli będziecie kiedykolwiek chcieli iść do parku linowego, zapomnijcie o tym na Marcince… to jest wysoki plac zabaw dla dzieci, a nie park linowy.
Dodaj komentarz