Dokonałem małego przebranżowania1 i obserwując to, co się dzieje po sklepach, uważam że dla ludzi powinny być organizowane przymusowe szkolenia z zachowania/kultury w sklepach samoobsługowych. Głównie dotyczy to podejścia do obsługi/pracowników. Sporo osób idąc w myśl zasady: nasz klient nasz pan, nadużywa „dobroci” obsługi.
Jest kilka rzeczy, które mnie irytują. Jest to moja praca, wiem co mam robić i utrzymywanie towaru w należytym porządku również należy do moich obowiązków, ale po prostu na dłuższą metę robi się to denerwujące. Zdarzają się również pewne zachowania, które są po prostu głupie i nieodpowiedzialne. Nie rozumiem ich, bo sam nigdy bym tak nie postępował, ba! „Instynkt” by na to nie pozwolił.
Przenosizm
To, co od samego początku najbardziej rzuca mi się w oczy to „przenosizm”. Wszakże w sklepie spacerują małe skrzaty i przywracają cały towar na jego pierwotne miejsce.
Zobrazowana wersja wygląda następująco: przychodzi klient do sklepu. Robi sobie kulturalnie zakupy, układając towar do wózka – wypisz, wymaluj przykładny obywatel. W pewnym momencie stwierdza, że jednak mleko w tubce jest mu niepotrzebne i odkłada je gdzieś w dziale z bielizną. My, pracownicy znajdujemy po pewnym czasie tubkę i odrywając się od swojej pracy chodzimy po sklepie by odnieść ją na swoje miejsce, tak by był porządek i wszystko było na swoim miejscu.
Najgorsze jednak jest, gdy ktoś weźmie coś z chłodni (mięso, jogurt, masło…) i zostawi na dłużej, bo nie zdąży tego nikt znaleźć. Taki towar idzie na straty…
Poszukiwacze adrenaliny
Często przytrafiają mi się sytuacje, gdzie jadąc z paletą towaru, albo wózkiem do mycia podłogi klienci wchodzą pod koła. Jadę sobie prosto, jedną stroną, klient po drugiej i w pewnym momencie stwierdza, że „zrobię mu miejsce, wejdę pod koła„. Tak samo dzieje się, gdy jadę z dużą ilością wózków, które „przeparkowuję”. Manewrowanie tym jest ciężkie, a klient chcąc mi pomóc – wejdzie pod koła.
Do poszukiwaczy adrenaliny zaliczyć można też „ludzi kłody”. Jest to osoba, która widząc, że idziesz z towarem (kartonami) na rękach, z ograniczoną widocznością i dysząc – nie zrobi miejsca, tylko trąci jeszcze. Jest to sporadyczny przypadek, ale ma miejsce.
Dlaczego wspominałem o instynkcie (bowiem to właśnie tego przypadku on dotyczy)?! Otóż wydaje mi się, że instynktownie uciekamy od zagrożenia, a nie pchamy się do paszczy lwa. Ktoś twierdzi inaczej? :)
Gdzie ci kasjerzy?
Odnoszę wrażenie iż w przypadku niektórych sieciówek klienci nauczyli się, że kasy są otwierane gdy kolejka jest większa niż X osób. Tak też ma to miejsce u mnie. Klienci doskonale wiedzą, że jeśli kolejka jest większa niż 3 osoby, to dzwoni się po kolejnego kasjera-sprzedawcę, który w danej chwili jest zajęty czym innym (np. wykładaniem towaru, kartonowaniem, albo sprzątaniem). Naszym obowiązkiem jest przerwać pracę i iść na kasę. Osobiście podoba mi się takie podejście – zarówno z punktu widzenia klienta, jak i sprzedawcy.
W tym przypadku jednak klienci też przesadzają czasem. Potrafią upominać się o otwarcie kolejnej kasy w przypadku, gdy w kolejce są 2 osoby. Ludzie! To nie jest kolejka!
Ale mimo to – jest fajnie!
Patrząc na całą strukturę od strony wewnętrznej – jestem póki co mile zaskoczony. Chciałbym by każdy pracodawca tak przestrzegał praw pracowników i miał takie podejście do pracowników. A pomijając samą organizację pracy, to uważam, że niektórzy ludzie są świetni. Nie ma dnia żeby nie trafił się jakiś sympatyczny klient, który poprawi samopoczucie. Stanie chwilę, powie jakiś śmieszny tekst, albo nawet swoim pozytywnym nastawieniem zarazi.
Na samym początku pewna Pani prosiła mnie o pomoc w wyborze wina. A że ja win nie pijam to pokazałem tylko gdzie są słodkie, półsłodkie i wytrawne. Pani obruszyła ramionami po moim stwierdzeniu, że „nie wiem, bo nie piję” i odpowiedziała: „to czas najwyższy zacząć” – z uśmiechem od ucha, do ucha.
Niewiele później trafiłem (albo ta Pani trafiła na mnie) na starszą Panią, która zwróciła się do mnie o pomoc w poszukiwaniu cukru. Chwila zastanowienia, zwróciłem się następnie do Pani i powiedziałem: „cukier? Proszę iść za mną, zaprowadzę Panią”. W drodze po cukier chwilę rozmawialiśmy. Pani była bardzo sympatyczna. Po drodze o czymś sobie jeszcze przypomniała, wzięliśmy z półki i idziemy dalej. Aż w pewnym momencie, gdy tak szliśmy, klientka zwróciła się do mnie i zadała pytanie z potężnym uśmiechem: „po co ja tak w ogóle idę za Panem?”. Mnie podcięło i oboje zaczęliśmy się śmiać.
Jako podsumowanie – fajnie byłoby, gdyby klienci szanowali pracę sprzedawców, a sprzedawcy natomiast potrafili zrozumieć klienta i jednym i drugim żyło się dobrze w symbiozie :).
- Pracuję obecnie w jednej z sieci sklepów. [↩]
Dodaj komentarz