Przyszedł czas na zdegustowanie jednej z ostatnich herbat, które mi pozostały. Jest nią: Cruz de Malta despalada. Pierwsze co mnie zagościło po otwarciu torebeczki – fajny, ziołowy zapach. Ale serio – taki ziołowy, a nie Yerbowy zapaszek. Po zalaniu jednak – tak z pewnością jest to Yerba – wygląda, jak bagno, pachnie, jak siano.
Podobno Cruz de Malta despalada ma bardzo mocne działanie pobudzające – jestem tego niezwykle ciekaw, czy faktycznie tak jest. Bo w tej dziedzinie moim faworytem z pewnością jest CBSe energia guarana.
Zalanie numero uno
Typowy Yerbowy zapach. Z racji na fakt iż jest to jedyna zamówiona przeze mnie herbata bez gałązek – same liście, nie spodziewałem się gorzkiego posmaku, nie spodziewałem się również dziwnego posmaku w ustach. Zaskoczenie jednak nastąpiło dość gwałtownie. Pierwszy łyk przyniósł bardzo gorzki posmak. Wręcz drażniący me podniebienie i przełyk, jednakże był to pierwszy łyk, kolejne okazały się dosyć łagodzące uczucie podrażnienia, ale posmak goryczy nie zanikł w cale.
Z pewnością jest to herbata, której nie dałoby się wypić tzw. duszkiem (szybko, bez zaczerpnięcia tchu). Po kilku łykach czuć niesmak w ustach, ale… to w końcu Yerba, więc czego innego się spodziewać? Typowy aromat, nic nadzwyczajnego. W każdym razie nie jest zła, ani nie jest jakoś zajebiście dobra – kompromis? Z pewnością.
Moje wstępne przemyślenia legły w gruzach, sądziłem że gatunki z gałązkami będą bardziej gorzkie, tymczasem potwierdzić mogę fakt, że jest odwrotnie – łagodzą gorycz, którą posiadają same liście herbaty.
W sumie, po takim chwilowym piciu, a właściwie – siorpaniu Cruz de Malta despalada przestaje smakować, w sensie takim, że nie czuć już jej smaku po kilku szybko zaczerpniętych łykach, czego nie było w poprzednich gatunkach. Nie oznacza to jednak, że smak całkowicie zanika, bo on jest, ale nie jest tak intensywny, pozostaje natomiast drażniący przełyk posmak.
Pewne jest jednak to, że: daje kopa – pobudza i to czuć.
Po drugie
Zapewne nie będzie to wielkim zaskoczeniem, jeśli napiszę, że za drugim zalaniem stała się słabsza. Jest to niezmiernie wyczuwalne, głównie z racji na to, ze nie czuć tej goryczy (która pod koniec pierwszego kubka stosunkowo zaczęła mi smakować). Drugie zalanie nijak nie przypomina Yerby, rzekłbym bez ubliżania niczyim kubkom smakowym, że Cruz de Malta despalada na drugim zalaniu, smakuje jak… jak niesłodzona czarna herbata (czyt. czujesz jakbyś w rzeczywistości pił mocną herbatę ekspresową – dobrą!).
Zapach stał się dość niesprecyzowany, nie pachnie jak początkowo, przypomina w zapachu jakieś zioła, co jest dość sympatycznym doświadczeniem, bacząc na to, że wpierw wcale tak nie było. Nie zmienia to jednak faktu, że herbata ta bardzo fajnie pobudza, zarówno za pierwszym, jak i za drugim zalaniem.
Pamiętacie na pewno reklamy z TV: „Zalewasz…; Myślałem, że Ty zalałeś?!”, tak… zalałem ;). Dwa razy zalałem.
Konkluzja w przypadku wszystkich gatunków nasuwa się jedna – ta herbata jest nienormalna. Za pierwszym zalaniem może smakować paskudnie, a za drugim zaskoczy… Ciężko jest sprecyzować pijąc jakiś gatunek pierwszy raz – tak, to jest to, czego szukałem. Nim zacząłem degustować Cruz de Malta despalada piłem jeszcze kilkakrotnie Rosemonte Especial, CBSe pomarańczową, Compesino anyżową i moje zdanie zmieniło się tylko i wyłącznie w przypadku Rosemonte Especial, ale się coś jednak zmieniło!
A na zakończenie
Uwieńczeniem trzystopniowego wpisu jest fakt iż zmieniło się niewiele. Jedyne co mnie denerwuje w przypadku liściastych herbat – po pierwszym zalaniu praktycznie całość siedzi na spodzie naczynia, przez co zatkanie bombilli to kwestia czasu ;).
Dodaj komentarz