Nie znam nikogo, kto nigdy nie serwisował swojego samochodu. Czy to nowy, czy to stary… zawsze coś się podziać może. Mój batmobil do młodych nie należy, ba! Jest już pełnoletni kilka lat. Z ekologicznego pkt. widzenia (koko koko euro spoko) już dawno powinien zostać zezłomowany. Z praktycznego punktu widzenia – totalnie nie widzę sensu zmiany. Jeździ, mechanicznie nie szwankuje. Obwozi od pkt. a, do pkt. b zawsze bez problemów.
Pokonałem nim już drogę w obie strony na mazury, nad morze i niezliczone trasy po okolicy. Kilometrów milionów nie zrobiłem, ale jednak licznik swoje wskazuje ;). A że zawsze istnieje szansa, że coś się zepsuje, tak i tym razem. A wpis ten jest taką notką dla siebie po trosze.
Otóż po powrocie z wakacji – (tak, podróż na i znad morza, co też jest ciekawym doświadczeniem, bo na autostradzie nie widziałem na poboczu ani jednego starego auta, a mijałem ich wiele. Większość mijanych to nowsze audiczki, bmw i mercedesy :D) przestała działać klimatyzacja. Ot, tak się wzięła w przeciągu 5 min i wyłączyła. Rano wsiadłem do auta, działa, po 5 min odpaliłem od nowa – nie działa.
Wiedziałem od zaufanego mechanika, że jest kwestia szczelności, której sprawdzić mi nie mogą. Szybki kontakt ze znajomym, co polecał speca od klimy, halo memory, wizyta umówiona, auto zostawione.
Gdyby wszystko było ok, ten wpis by nie powstał ;), więęęęęęcccc….
Po 4 dniach w serwisie, 2x12h podłączeniu do urządzenia, które ma sprawdzać szczelność, dowiedziałem się, że z klimy nic nie ucieka, a w dzień, w którym zostawiłem auto, że 300g nie ma (3 m-c wcześniej dobijana była tą samą wartością). W dzień odbioru telefon rano, co zrobić (to było uczciwe podejście wg mnie): czy dobijać klimę, zostawić, zabarwiać, by sprawdzić gdzie uchodzi czynnik… Decyzja? Dobić i zabarwić, bo kolor wskaże po x czasie używania, gdzie uchodzi.
2h później tel – zią… no jest sprawa, klima nie działa.
Ale jak to nie działa… No i dochodzimy do sedna. Auto odebrane, polecony kontakt do elektromechanika (od serwisanta klimatyzacji), bo to na pewno coś z elektryką, nie układem. Dzwonię do jednego elektro, nie robi takich aut już, drugi nie odbiera, trzeci umówiona wizyta za miesiąc. Spokoju nie dawało mi jednak, że działało i nie działa.
Wyszyliśmy spoglądnąć z kumplami na to auto… I nie przedłużając już więcej, znaleźliśmy 3 rzeczy (przypadkowo?):
- Odpięta kostka od sprężarki, która po prostu sobie latała jak chciała;
- Mimo zapewnień, że sprawdzał bezpieczniki, sprawdził tylko kabinowe;
- Bardzo niskie napięcie na kablach do sprężarki (5V zamiast 12V).
Finalnie – spalony bezpiecznik.
Gdyby nie „głosy w głowie„, że coś jest nie tak i upór kolegi – pewnie byśmy olali temat. A tak, jestem parę stów w przód, bogatszy o doświadczenie i kolejne uprzedzenia.
Dodaj komentarz